sobota, 18 października 2008

Niedżwiadki

Nazwa stolicy Szwajcarii to zniekształcone fonetycznie słowo "Baeren" - szwytzniemieckie niedźwiedzie, gdyż legenda głosi, że w 1191 roku książę Berchtold V zabił tu nad rzeką Aare niedźwiedzia. I symbol tego miasta można często spotkac na herbach i innych takich. 
Jak na stolicę, oczywiście, nie jest to duże miasto - ale trzeba się przenieśc w realia tego kraju. Jest to jednak miasteczko bardzo urocze - no i ma dużo różnych sklepów w centrum, coś w stylu deptaku - czyli coś co ja uwielbiam :) Wycieczkę zaczęłyśmy od Muzeum Sztuki, które jest niedaleko dworca. Berneńskie muzeum może się pochwalic naprawdę ciekawą kolekcją, na dodatek zaaranżowaną w ciekawy sposób. Posiada też w sowich zbiorach obrazy znanych malarzy: Van Gogh, Cezanne i jeszcze paru innych, których aktualnie nie mogę sobie przypomniec. A że jednak nie jestem wybitnym znawcą sztuki, to jednak pewne nazwiska, które kojarzę pojawiły się tam, co świadczy, że mimo wszystko byli to znani malarze :). Dalej w stronę Parlamentu, który okazał się zamknięty w sobotę...ale po drodze trafiłyśmy na targ!! Pierwszy targ, jaki widziałam w Szwajcarii - feels like home a bit. 
Kolejnym punktem wycieczki i miejscem, gdzie spędziłyśmy chyba najwięcej czasu to wystawa poświęcona Einsteinowi. Najsłynniejszy fizyk świata mieszkał tu w latach 1903-1905 i pracował jako urzędnik w Biurze Patentowym. 1905 rok znany jest jako Annus Mirabilis, gdyż właśnie wtedy Einstein opublikował przełomowe prace, w tym tą, która przyniosła mu Nagrodę Nobla w 1921 r. - o efekcie fotoelektrycznym,  gdzie zasugerował kontrowersyjną jak na tamte czasy i odrzucaną przez niekórych (Niels Bohr) ideę kwantyzacji energii w postaci światła. Oprócz tego ukazała się publikacja na temat ruchów Browna (pośrednio udowodnił istnienie atomów), zaczątek szczególnej teorii względności (prędkośc światła w prózni jako niezależna stała, taka sama dla wszystkich obserwatorów), oraz praca zawierająca najsłynniejsze równanie świata: E = mc2 - równoważnośc masy i energii. O znaczeniu i aplikacjach tych niesamowitych koncepcji powstało miliard książek, więc nie będę się tu dokładnie nad nimi rozwodzic. Warto jednak dodac, że powstały one przede wszystkim w wyniku eksperymentów myślowych i zostały dopiero później potwierdzone przez różnorakie eksperymenty. Einstein założył w Bernie Akademie Olympia - dyskusyjny klub naukowy, podczas spotkań którego padło wiele pomysłów i idei, które pomogły sformułowac mu swoje teorie. Samo muzeum jest świetne - można prześledzic życie naukowca od urodzin do śmierci, każdemu okresowi życia towarzyszy wystawa obrazująca warunki życia w danym miejscu (Niemcy, Szwajcaria, potem USA) i czasie. Muzeum posiada też niesamowitą kolekcję dokumentów związanych z Einsteinem, w tym jego własnoręczne pisma. W pewnych miejscach są też prezentacje multimedialne objaśniające największemu nawet laikowi teorie Alberta - naprawdę zabawne i proste, a jednak dotykające we właściwy sposób sedna sprawy. Zdecydowanie polecam wizytę! 
Po tym muzeum zgłodniałyśmy strasznie - przeszłyśmy się uroczymi uliczkami rynku do tradycyjnej,  szwajcarskiej restauracji - i jak na taką przystało, po 15 już lunchu nie serwowali :/ Jedyne co nam zaproponowali, to fondue - ale bardzo nas to ucieszyło, gdyż właśnie na to miałyśmy największego smaka:) To było prawdziwe, pyszne fondue - mocno podlane alkoholem. Do tego jeszcze białe winko (na trawienie) i generalnie humorki nam się bardzo poprawiły. Krótki spacerek do Katedry pozwolił odzyskac jasnośc umysłu, a w środku trafiłyśmy na krótki koncert organowy - ja byłam zafascynowana. W ogóle w tej Katedrze naliczyłam chyba ze 4 organy!! Jak na protestancki kościół przystało dekoracji tam prawie w ogóle nie ma - jedyną ozdobą wydają się byc witraże. No, i piękny, kolorowy portal (zapraszam do galerii!). Przy katedrze jest wieża, ponoc najwyższa w Szwajcarii, ale gdy zobaczyłyśmy z zewnątrz schody, to podziękowałyśmy - wąskie, strome jak cholera, z przeszklonymi ścianami - ja i mój lęk wysokości nie znieślibyśmy tego. Z powodu późnej pory nie załapałyśmy się na wizytę w domu Einsteina - w zamian zobaczyłyśmy paradę strażaków :). Szczerze mówiąc, to czytałam, że tam niewiele jest do zobaczenia, także jakoś strasznie nie żałowałam, że zamknięte. Mieszkał on wraz z pierwszą żoną Milevą Maric w kamieniczce niedaleko centrum, nieopodal Zyttglogge - jednego z symboli Berna. Zegar ten pokazuje chyba wszystkie możliwe opcje związane z czasem: godziny, minuty, fazy księżyca, znaki zodiaku i takie tam. Jedna z miejskich legend głosi, że Einstein podróżując tramwajem do pracy i przyglądając się właśnie mijanemu Zyttglogge wpadł na pomysł szczególnej teorii względności = każdy obserwator niesie swój zegar. Na szopkę zegarkową się nie doczekałyśmy - miśki nie zatańczyły. Bardzo za to podobał mi się tutejszy deptak, a w szczególności duża liczba sklepów orientalnych ze strojami do tańca brzucha - coś czuję, że do Berna to na pewno na zakupy wrócę! Na końcu deptaku, tuż za mostkiem są jamy niedźwiedzi - symboli miasta. Akurat jak byłyśmy, to był jeden. W sumie trochę szkoda zwierzaków, ale są one tu obecne od wielu, wielu lat i mieszkańcy (a może turyści?) nie wyobrażają sobie miasta bez żywych miśków, sprytnie naciągających odwiedzających na karmienie smakołykami. 
Na koniec przeszłyśmy się jeszcze do Centrum Paula Kleé - już było za późno, żeby zwiedzac (dlatego -oprócz zakupów - musimy tu jeszcze raz przyjechac!), ale sama bryła budynku też jest imponująca. Znalazłyśmy tu też Drzewko Życzeń - Wish Tree - zainstalowane tu przez Yoko Ono. Przy drzewku na stoliku leżą sobie karteczki i ołówki - więc od razu postanowiłyśmy także dołączyc się do akcji. Ja teraz czekam aż się spełni moje życzenie (egoistyczne bardzo, dodam - ale jak to ujęła Marta: "O pókój dla świata możesz prosic, jak będziesz startowac w wyborach Miss :)"). Ostatni spacer przez centrum Berna zawiódł nas pod budynek dworca, a potem rozjechałyśmy się każda w swoją stronę: Zurych/Villigen, Basel i Lausanne...

Brak komentarzy: